W pełnometrażowym debiucie „KOMUNIA” Anna Zamecka odkrywa piękno w odrzuconych, siłę w najsłabszych, potrzebę zmiany tam, gdzie nic na nią nie rokuje. To przyspieszona lekcja dojrzewania, która uczy, że żadne porażki nie są ostateczne. Szczególnie tam, gdzie idzie o miłość.
…Kiedy dorośli bawią się w dom, wtedy to dzieci muszą szybko dorosnąć. 14-letnia Ola zajmuje się domem, opiekuje ojcem, niepełnosprawnym bratem i dba o relacje z mieszkającą osobno matką, ale przede wszystkim stara się na powrót złożyć rodzinę w całość. Żyje nadzieją, że uda się ściągnąć matkę do domu. Pretekstem do spotkania z nią jest komunia święta 13-letniego Nikodema. Ola bierze na siebie całą odpowiedzialność za przygotowanie idealnej rodzinnej uroczystości…
„Po kilku pierwszych spotkaniach z Olą, Nikodemem i ich ojcem, wiedziałam, że chcę zrobić film o sile bezwarunkowej rodzinnej miłości, o więzach, które łączą na zawsze” - mówi Anna Zamecka, reżyserka filmu „KOMUNIA”. - „We wnętrzu ciasnego mieszkania – gdzie wszystko ginie, psuje się i sypie - zobaczyłam troje ludzi związanych ze sobą tak mocno, że gest jednego z nich natychmiast powodował lawinę reakcji: od złości, przez strach, po powstrzymywane wzruszenie. Był tylko jeden sposób na sfilmowanie tego nagromadzenia przedmiotów i emocji: kamera musiała stać się czwartym członkiem rodziny”.
Światowa premiera filmu odbyła się na MFF w Locarno, gdzie film otrzymał GRAND PRIX Semaine de la Critique dla najlepszego filmu. Swoją polską premierę miał natomiast na Warszawskim Festiwalu Filmowym, na którym zdobył Grand Prix dla najlepszego dokumentu.
Wywiad z reżyserką, Anną Zamecką (fragmenty)
- W jaki sposób znalazłaś swoich bohaterów?
- Jako pierwszego poznałam ojca Oli i Nikodema, Marka - na warszawskim Dworcu Centralnym, robiąc dokumentację do zupełnie innego filmu, który zresztą nie powstał. Trwało Euro 2012, nasz projekt dotyczył właśnie tego wydarzenia, na dworcu było bardzo dużo turystów. Jeden z nich, cudzoziemiec podszedł do kasy i daremnie próbował porozumieć się z kasjerką. Trwało to na tyle długo, że jeden z mężczyzn w kolejce, ubrany w kreszowy dres, podszedł do okienka zirytowany długim czekaniem i zagadał do turysty: po angielsku, po hiszpańsku, po włosku, po serbsku, aż przeszli na francuski, którym mężczyzna w dresie też posługiwał się swobodnie. Byłam bardzo ciekawa, kim jest ten człowiek. Następnego dnia znów zobaczyłam go na dworcu i tym razem pobiegłam za nim. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że w PRL-u handlował na czarnym rynku walutą i stąd jego znajomość języków. Bardzo szybko zaczął mi - w sposób przejmujący - opowiadać o swoich dzieciach, przyznając, że nie poradziłby sobie, gdyby nie córka. Jakiś czas później odwiedziłam Marka i jego dzieci w ich domu.
- „Komunia” jest świadectwem niezwykłej bliskości między Tobą i Twoimi bohaterami. Jak udało Ci się nawiązać z rodziną Oli tak intymną relację?
- Po prostu pojawiła się między nami emocjonalna więź. Najtrudniej było pozyskać zaufanie samej Oli. Reprezentuję w jej oczach świat dorosłych, od którego doznała wielu krzywd. (…) - Każde z Twoich bohaterów jest na tyle niezwykłe, że zasługuje na osobny film.
- Dlaczego postanowiłaś skierować kamerę na Olę?
- Zawsze interesowała mnie sytuacja dziecka, które musi gwałtownie dorosnąć, przejmuje odpowiedzialność za innych (…).
ZWIASTUN