MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
Swego rodzaju cofnięcia czasu dokonał Wim Wenders. (…) Jest to adaptacja sztuki Petera Handkego: dialog mężczyzny i kobiety siedzących w ogrodowej altanie na tle sielskiego, rozległego pejzażu, wśród szumiących drzew, w pełni lata. Na stole – dzbanek lemoniady i czerwone jabłko, które chciałoby się zjeść – zwłaszcza że wszystko to jest filmowane w 3D, co daje efekt zawieszenia w czasie i przestrzeni. W starym domu, wypełnionym książkami i obrazami, za biurkiem siedzi pisarz, pisze na maszynie sztukę, którą właśnie oglądamy. To on wymyślił tych dwoje, mężczyznę i kobietę. Postacie jak ze sztuk Pirandella wymykają się autorskiej kontroli. Rozmawiają o uczuciach, ale w sposób nieuczuciowy; o erotyzmie – ale w sposób nieerotyczny, jak w filmach Erica Rohmera. „Piękne dni…” wydają się hołdem dla tego reżysera. Część publiczności wychodziła, druga biła Wendersowi brawo. Należałem do tych, którzy nie wyszli. Zaimponował mi gest reżysera, który wpakował do „Pięknych dni…” wszystko to, co lubi – zrobić film tak całkowicie odwrócony od tego, co nazywamy rzeczywistością, aktualnością i potrzebą chwili.
Tadeusz Sobolewski, „Gazeta Wyborcza”









