„UDAR SŁONECZNY” w reżyserii Nikity Michałkowa powstał na motywach dziennika „Przeklęte dni” i opowiadania „Udar słoneczny” Iwana Bunina. To feeryczna opowieść o gwałtownej i niespodziewanej miłości. Zaledwie jedna namiętna noc spędzona z nieznajomą jest dla głównego bohatera początkiem miłosnego obłędu. Ten „udar słoneczny” nie mija nawet w dni zagłady Imperium Rosyjskiego.
…Znudzony codziennym obozowym życiem, kapitan ucieka myślami jak najdalej od rozgrywającej się dokoła tragedii, wspomina dawne, błogie, przedwojenne czasy, gdy był jeszcze porucznikiem i w czasie rejsu parowcem po Wołdze przeżył najwspanialszy romans w swoim życiu. Wraz z jego myślami także widzowie przenoszą się o trzynaście lat wstecz...
Akcja dzieła rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych; każda z nich odnosi się do innego tekstu Bunina. Głównego bohatera – teraz już byłego kapitana armii carskiej – poznajemy w listopadzie 1920 roku, kiedy to po klęsce wojsk dowodzonych przez generała Piotra Wrangla znalazł się w niewoli bolszewickiej i trafił do tak zwanego obozu filtracyjnego w Odessie. Tam, wraz z setkami innych, czeka na decyzję w sprawie swojej przyszłości. Oczywiście liczy na to, że uda mu się zachować życie; może nawet w swej łaskawości Włodzimierz Iljicz Lenin pozwoli więźniom opuścić Rosję radziecką i udać się na emigrację. Takie myślenie jest oczywiście przykładem skrajnej naiwności, a koniec – zarówno ten historyczny, jak i filmowy – jest z góry przesądzony, co wiadomo już od momentu, gdy na ekranie pojawiają się dwie autentyczne postaci: węgierski komunista Bela Kun (rok wcześniej zmuszony do ucieczki ze swojej ojczyzny po wielce nieudanym eksperymencie ustrojowym pod postacią Węgierskiej Republiki Rad) oraz żydowska politruczka Rozalia Ziemliaczka-Załkind. Oboje byli bowiem w tamtym czasie odpowiedzialni za stosowanie bezwzględnego terroru wobec wziętych do niewoli „białych” oficerów. Dzisiaj moglibyśmy ich nazwać bez cienia wątpliwości zbrodniarzami wojennymi.
W filmie Michałkowa nie oglądamy wielkich gwiazd kina, reżyser – jak sam twierdzi – postanowił obsadzić główne role młodymi aktorami, jeszcze nieopatrzonymi publiczności, co jedynie wyszło filmowi na dobre.
ZWIASTUN