"Klauni" zostali okrzyknięci jednym z najlepszych czeskich filmów ubiegłego roku. Ta wspaniała czeska komedia podbija serca publiczności w każdym wieku i zgarnia nagrody na kolejnych festiwalach. Scenariusz "Klaunów" napisał Petr Jarchovsky, autor takich hitów, jak "Pupendo", "Żelary", "Na złamanie karku" czy "Piękność w opałach".
W branży klaunów nie ma lekko! Wiedzą o tym Oskar, Max i Victor, którzy niegdyś, jeszcze w czasach komunizmu, byli u szczytu popularności. Ich błazeństwa bawiły młodych i sporo starszych, a poczucie humoru trafiało do większej części widowni. Tak im się przynajmniej wydawało. Niestety, ich kariera załamała się w wyniku idiotycznej kłótni. Panowie unieśli się dumą i odwrócili od siebie, zaprzepaszczając szansę na dalszy rozwój. Przez trzydzieści lat, które minęły od tego wydarzenia, zdążył nawet upaść komunizm, ale ich konflikt wciąż trzyma się mocno. Ale kiedy, już w wolnych Czechach, ich ścieżki życiowe ponownie się przeplatają, mężczyźni zaczynają przypominać sobie, jak wyglądało ich życie w okresie prosperity. Stając przed dylematem, czy żyć biednie, czy też ponownie podbić przemysł rozrywkowy, puszczają dawne zaszłości w niepamięć, decydują się na to drugie.
Pojawia się jednak problem. Przez trzy dekady zdążyła zmienić się publika. Ich gagi mocno się zestarzały podobnie jak… oni sami. Zdrowie już nie to, sprawność fizyczna i koordynacja ruchowa mocno ograniczone, a pojęcie o tym, co bawi współczesnych Czechów, mocno nie na czasie. Cóż z tego jednak, skoro bohaterowie dla sprawy gotowi poświęcić są wiele? Razem zdobędą się na największe wyrzeczenia, byle tylko wywołać śmiech na ustach widzów. A że po drodze przytrafią się im niepowodzenia, upokorzenia i przykre sytuacje? Trudno, to cena, jaką trzeba zapłacić za sukces!
Świetnie przyjęty w Czechach (8 nominacji do Złotych Lwów, odpowiedników czeskich Oscarów!) film Viktora Tauša, w którym zagrała laureatka nagrody dla najlepszej aktorki w Cannes Kati Outinen, to rasowa czeska komedia, którą wypełniają ciepły humor i powaga. Ceniony w ojczyźnie reżyser żartuje sobie z problemów starości, z kultu celebrytów czy wreszcie z przywar Czechów, czym zaskarbia sobie sympatię widzów i krytyków, również w Polsce.
Wywiad z reżyserem (fragmenty):
- Jak doszło do powstania "Klaunów"?
- Na początku był Boris Hybner, legendarny czeski klaun. Miałem to szczęście, że byłem jego studentem, potem przyjacielem, piorunochronem i wycieraczką. Słowem - wszystkim, czego w danym momencie potrzebował. Tak bardzo podziwiałem go jako klauna i mima, że zapomniałem o tym, że jest też przy okazji człowiekiem. Niezależnie od tego, co wywinął mu los, co mu się przytrafiło - złego lub dobrego, zawsze stawiał temu czoła swoim poczuciem humoru. Często powtarzał: Nie można się bać, jeśli człowiek się śmieje.
- Czy bycie błaznem to według ciebie kategoria artystyczny, rodzaj aktorstwa?
- Klaun jest istotą. Żeby nim być, trzeba dysponować predyspozycjami. Bycie klaunem to coś zupełnie innego niż bycie aktorem. To nie jest tak, że oni wcielają się w rolę, a po spektaklu z niej wychodzą. Klaunem jest się zawsze. W łacinie słowo "humor" oznacza "sok". Mieć poczucie humoru znaczy: mieć jakiś sok.
- W twoim filmie pojawia się kilka wątków. Co jest najważniejszym motywem "Klaunów" dla ciebie?
- Miłość. "Klauni" to film o miłości. Jeśli żaden z bohaterów nie może znieść siebie takiego, jakim jest, oznacza to tyle, że tęsknią za tym, co stworzyli wspólnie. Bo przeciwieństwem miłości jest obojętność nie nienawiść. Ze względu na wiek klaunów to w sposób nieunikniony także film o pożegnaniach, co wnosi do filmu pojęcia pamięci i tradycji. To dla mnie bardzo ważne. Poczucie tradycji i pamięci sprawia, że czujemy się mniej samotni. To również film o trzech narcyzach, którzy konfrontują się ze śmiercią. Sposobem na zerwanie z samotnością staje się dla nich empatia i zbliżenie się do innego człowieka. Chciałem, żeby "Klauni" byli filmem wrażliwym i empatycznym właśnie.
ZWIASTUN