Jury Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty 16. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu, przyznając Grand Prix „OSTATNIM DNIOM MIASTA” Tamera El Saida uzasadniało werdykt: Za poruszającą i wyjątkowo osobistą symfonię miasta, która zabiera widzów w podróż, wiążąc to, co najbardziej intymne, ze stanem świata, w którym aktualnie żyjemy. Nagrodę przyznaliśmy filmowi, który płynie z serca.
Powiedziałeś: „Pojadę do innej ziemi, nad morze inne. Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce. Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia i pogrzebane leży, jak w grobie, moje serce - pisał aleksandryjski poeta Konstandinos Kawafis.
…35-letni Khalid pracuje nad filmem, który ma oddać ducha czasu, uchwycić puls rodzinnego Kairu, gdy stary świat sypie się i kruszy. Na myśl o więzi z miastem nie opuszcza go elegijny ton, przeczucie końca przenika wszystkie działania. Khalid musi opuścić swoje mieszkanie w śródmieściu, bliscy powoli odchodzą, a tęsknota za niespełnioną miłością wciąż spędza mu sen z powiek. Podczas gdy montażysta załamuje ręce, reżyser dyskutuje z przyjaciółmi o bliznach, jakie miasto może po sobie zostawić i przegląda nagrany materiał, poszukując elementu łączącego w całość obrazy, wspomnienia i impresyjne epizody...
Podobne wątpliwości musiały towarzyszyć Tamerowi El Saidowi, który swój debiut „OSTATNIE DNI MIASTA” realizował od 2007 roku, by w rezultacie z 250 godzin nagrań zbudować dwugodzinny mozaikowy portret Kairu przed rewolucją, przysypanego pyłem miasta w kolorze piasku, wypełnionego ruchem i szumem niczym morze, jednocześnie zbuntowanego i hołdującego tradycji. To miasto pójdzie za tobą.
Rozmowa Urszuli Lipińskiej z Tamerem El Saidem W rewolucji nie znalazłem nic osobistego (Gazeta festiwalowa Na horyzoncie, Co jest grane 24, 28.07.2016) - fragmenty
- Bohater "Ostatnich dni miasta", Khalid, jest reżyserem borykającym się z pracą nad filmem o Kairze, mieście, które kocha. Czy to są także Twoje rozterki?
- Tamer El Said: "Ostatnie dni miasta" to osobisty film, ale nie autobiograficzny. Można znaleźć wiele powierzchownych podobieństw między mną i głównym bohaterem. Jego przyjaciele są moimi, jego mieszkanie to w rzeczywistości moje mieszkanie, jego matką jest moja matka. Nie chciałbym jednak, żeby tę postać odczytywano jako mnie samego. To film o człowieku, który utknął w swojej przeszłości i pamięci. Bardzo chciałby ruszyć naprzód. Robi to jednak niezwykle mozolnie, jest przygnieciony ogromnym bagażem.
- Przyjaciołom Khalida coraz bardziej ciąży trudna sytuacja w Kairze. Niektórzy z nich uciekają z miasta. Dlaczego Khalid decyduje się w nim zostać?
- Jestem bardzo przywiązany do mojego miasta, spędziłem w nim całe życie. Kair uczynił mnie tym, kim jestem. Dorastałem tu z wiecznym poczuciem zagrożenia i czyhającego za rogiem niebezpieczeństwa, z widmem wybuchu wojny. Funkcjonując w takich warunkach, tracenie ludzi i śmierć stają się codziennością, dlatego i ja nauczyłem się z tym żyć. Mam mocną więź z moim miastem. Jednocześnie nie mam żadnej relacji z moim państwem - uważam, że pewnie potrafiłbym znaleźć w sobie więcej wspólnego z kimś z Polski niż np. z moim sąsiadem. Nie wierzę w narodowości. Ludzie nic nie inwestują w bycie Egipcjaninem czy Polakiem, natomiast działają na rzecz swojej małej ojczyzny, która ich na co dzień otacza.
- Dlaczego zdecydowałeś się nie pokazywać w swoim filmie rewolucji?
- To często powracające pytanie. Od samego początku planowałem tego uniknąć - bo pewność, że coś się w końcu wydarzy, była nieodparta. Spodziewałem się, że stanę przed wyborem, czy włączyć rewolucję do filmu, czy nie. Uważam, że moment, który jest ważny z historycznego punktu widzenia dla świata, jakiegoś kraju czy społeczeństwa, rzadko udaje się z powodzeniem pokazać na ekranie. Po prostu zawsze wygląda to płasko i nie oddaje powagi chwili.